wtorek, 17 kwietnia 2012

"Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek 2: Mała Armia" Rafał Kosik

Postanowiłam zacząć od tej książki, gdyż właśnie wczoraj skończyłam ją czytać.

Wystrzelona przypadkiem rakieta krąży po orbicie okołoziemskiej i wkrótce spadnie na Warszawę. Kto wygra wyścig z czasem? Trójka czternastolatków, naukowcy z Instytutu Badań Nadzwyczajnych czy... Mała Armia?  Rzeczywistość warszawskiego gimnazjum, szalone akcje i wynalazki, odjechany humor i szczypta powagi - to przepis na książkę, którą pokochali młodzi czytelnicy.

Wydaje się, że to książka dla dzieci, ale nic bardziej mylnego. Pokochają ją wszyscy. Ale niestety muszę przyznać, że jest to jedna z gorszych części. Najbardziej podobały się momenty w szkole, czasami płakałam ze śmiechu. Najlepsze teksty pochodziły od Neta, uwielbiam go. Nieco nudniej było poza szkołą, gdy próbowali odgadnąć Orbitalny Spisek. Było dużo zdań związanych z komputerami, których nie rozumiałam, gdyż to nie dla mnie. Wtedy chciałam jak najszybciej przerzucić kartki. Mimo tego książkę polecam każdym, ale proponuję zacząć od pierwszej części: "Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi". Bohaterzy są bardzo wyraziści, każdy ma w sobie to coś.  Książki dla ludzi, którzy lubią przygodę oraz szczyptę dobrego humoru.

Najlepsze momenty:
Na biurku pani Helenki zadzwonił telefon. Dzięki komputerowej suszarce paznokcie miała suche i mogła odebrać od razu.
- Witaj moja sekretarko. Po tej stronie dyrektor Stokrotka.
- Dlaczego pan... do mnie dzwoni?
- O, popatrz! Wciskam guzik interkomu, a u ciebie dzwoni telefon. Jakieś zwarcie chyba.
- Zdawało mi się, że pan wychodził...
- To... zbłąkane piksele. Nieważne. Po dzwonku przejdź po klasach i odczytaj nowe zarządzenie, kochanieńka. Leży na drukarce w moim gabinecie. Jestem tak bardzo zajęty, że nie mogę ci tego dać osobiście.
- Co to jest drukarka?
- Drukarka... - dyrektor zawiesił głos - to takie czarne coś z dwoma zielonymi światełkami. Stoi na małym stoliku obok mojego biurka.
- Dobrze, już idę. Niech się pan nie rozłącza na wszelki wypadek.
Sekretarka wstała, ostrożnie otworzyła dni do gabinetu. Dyrektora nie było nigdzie widać.
- Panie dyrektorze? - zapytała w przestrzeń. Nikt nie odpowiedział. Podeszła więc do biurka, odnalazła czarne coś z dwoma zielonymi światełkami i wzięła kartkę. Rozejrzała się po pustym gabinecie i wróciła do sekretariatu. Podniosła słuchawkę i powiedziała z niepokojem:
- Mam kartkę, ale... panie dyrektorze, pana nie ma w gabinecie.
- Jak mnie nie ma, jak jestem. No przecież rozmawiam z tobą przez interkom, kochanieńka. Przed chwilą przeszłaś koło mnie i wzięłaś tę kartkę.
- No niby tak, ale... jak pytałam, to pan nie odpowiedział.
- Mówiłem, że jestem bardzo zajęty. W tym zaoferowaniu nie usłyszałem. Jakby mnie tu nie było, to skąd bym wiedział, że koło mnie przeszłaś?
- Tak, ma pan rację. To pewnie te zbłąkane piksele, o których pan mówił.
- Tak, to na pewno one. Idź szybciutko z tym zarządzeniem, jak tylko usłyszysz dzwonek. A ja w tym czasie przewietrzę, to piksele wywieje.
- Ale tu nie ma pana podpisu.
- Masz moje upoważnienie ustne, kochanieńka. Idź od razu. Aha! Nie przypominaj mi potem o tym zarządzaniu. I tak nie będę pamiętał. Stosuję relaksacyjną metodę kompresji danych mózgowych i mniej ważne wspomnienia upycham... warstwowo na dnie prawej półkuli. Tam najmniej przeszkadzają.
***
Dyrektor wszedł do gabinetu w ponurym nastroju.
- O! Już jest pan widzialny - ucieszyła się sekretarka.
- A jaki mam być? - rzucił, myśląc o czym innym.
- Dopiero co był pan tak zajęty, że aż niewidzialny
...
- Jednak musi pan to popisać...
...
- Ale pan sam to napisał...
Stokrotka uniósł brwi, wziął kartkę i przeczytał jeszcze raz.
- Nie pamiętam.
- Mówił pan, że nie będzie tego pamiętał. Upchał pan to wspomnienie warstwowo na dnie prawej półkuli.
- Coś ostatnio... Stokrotka dotknął głowy. - Nie, nieważne.
***


0 komentarze:

Prześlij komentarz